STRONA GŁÓWNA OFF ROAD


Październik 2006 r.

PKWT VI (pierwsze kroki w terenie - edycja VI)


W końcu odebrałem od Mariusza mój samochodzik. Po kilku miesiącach prac (a zacząłem właściwie kilka dni po jego zakupie - tj. w Lutym 2006 r.) przyszło w końcu ruszyć w teren. Pierwsze impreza, na jaką miałem się wybrać została wybrana na chybił - trafił. Na stronie http://www.rajdy4x4.pl/ znalazłem imprezę nazwaną PKWT VI (pierwsze kroki w terenie - edycja VI) organizowaną przez chłopaków z http://www.bezkres.com/.

Dzień pierwszy - 13.10.2006 r. - Piątek

Jest to normalny dzień pracujący. No prawie, bo ja i mój pilot od rana właściwie niczym innym nie żyjemy jak tylko wyjazdem. Urywamy się z pracy parę minut wcześniej (mam nadzieję, że szefowie to wybaczą) i ruszamy objazdami na Mazury. Niestety - wyjazd z Warszawy w piątek po południu nie jest zadaniem specjalnie łatwym ani przyjemnym. Ale - w końcu mamy GPSa - zjeżdżamy z głównych dróg i przebijamy się do Kosewa bocznymi dróżkami (nie raz - gruntowymi). Wieczorkiem docieramy do bazy imprezy - jest to malowniczy zajazd na kampingu w miejscowości Kosewo położone nad samym jeziorem. Tutaj poznajemy całą ekipę, spożywamy kolację i kładziemy się spać. W końcu następny dzień ma być nie lada wyzwaniem.

Dzień drugi - 14.10.2006 r. - Sobota

Pobudka. Śniadanie. Rozdanie roadbook'ów (o rany - co to jest - mój pilot spojrzał przerażony). Objaśnienie zasad. Podział na grupy. Tak zaczął się pierwszy dzień. Pierwsze wyzwanie. Prowadzi zielony Mercedes, następnie jedziemy my, za nami jeszcze jedna (nowa) dyskoteka, a na końcu Feroza. Jedziemy po różnych polnych i leśnych drogach, uczymy się roadbook'a. I siebie nawzajem. A zwłaszcza samochodu. Dojeżdżamy do pierwszej przeszkody - troszkę większa kałuża błotna. Wiele aut rezygnuje, w tym towarzyszący nam LR. My jednak pchamy się w sam środek. Po coś tu przyjechaliśmy : Po pokonaniu pierwszej przeszkody dalej jedziemy już w trójkę. W drodze do pierwszej próby przejazdu zaliczamy kolejne zadania. Niestety - jak się później okaże - większość i tak pominęliśmy. No cóż - w końcu jest to nasza pierwsza zabawa. Dojeżdżamy do PP1. Piękne błoto. Nie wszyscy podchodzą do próby. Ale my i owszem. Po wodzie. Niestety - wieszam swoją dyskotekę na koleinach, zanim w ogóle udało mi się wjechać w teren. No cóż - potem kilka prób wjazdu i wzajemnego wyciągania, aż w końcu zaliczam próbę. Nie obyło się bez kilkukrotnej interwencji Patrola gospodarzy. Biedny tak się nadwyrężył, że kilkaset metrów dalej połamał resory. Cóż - i tak bywa. W międzyczasie Mercedesie oraz jeden z "radzieckich" pojazdów próbują sił z rowem. Mercedes nawet przejechał kilka metrów, uazik utknął na starcie. My nie ryzykowaliśmy. Kilkaset metrów dalej nasz serwisowy Patrol pogubił resory. A my jechaliśmy dalej. Następna próba to przejazd przez rzeczkę. Na początku miałem trochę obaw, nie byłem pewien, czy nie zaleję CD, ale potem okazało się, że rzeczkę można pokonać dość gładko - gorzej z wyjechaniem na brzeg - przy pomocy kolegów jakoś poszło … Następna próba na rzeczce była stosunkowo prosta - wszyscy ją właściwie pokonali. Jeden Gazik próbował ją pokonać wzdłuż - i … wyciągała go "Gelenda". Na ostatnią próbę docieramy tylko z "Gelendą". Pozostałe załogi się wycofują. Pierwszy w "piękną drogę" wbija się Mercedes, utyka po kilkudziesięciu metrach. Ja robię dokładnie to samo. Utykam prawie w tym samym miejscu. I po raz pierwszy wyciągarka idzie w ruch. Nie licząc gazikowców i uazowców nasze dwa samochody jako jedyne się przebiły. Po tej próbie wracamy do bazy. Krótkie porządki, kąpiel, kolacja i wyjeżdżamy na nocne poszukiwania "spadochroniarzy". Niestety - brak komunikacji w naszej grupie poskutkował całkowitą klapą. Udało nam się odnaleźć 3 z 9. Dobre i to … Po powrocie do bazy - zabawa (prawie do rana).

Dzień trzeci - 15.10.2006 r. - Niedziela

Ranek. Ruszamy na żwirownię. Tutaj bawimy się trochę w piachu. Nawet całkiem efektownie. Po kilku próbach - moja Dyskoteka odmawia posłuszeństwa. Pierwsze wyzwanie. Co się okazało - spadł sobie kabelek z elektrozaworu. I silnik nie ruszył. Po chwili - jedziemy dalej. Kolejna przeszkoda - takie małe błotko na polu uprawnym. Ale jakoś brak chętnych do wbicia. Ja również na nie patrzę bardzo sceptycznie - nie wiem jak głęboka jest ta przeprawa. Ale "Gelenda" staje na wysokości zadania i wjeżdża w to bagienko. A nawet z niego wyjeżdża. No - jak on przeszedł to i ja spróbuję. Jak sobie pomyślałem tak też zrobiłem. Tyle, że w przeciwieństwie do Mercedesa, ja utknąłem już na wjeździe. I zaczęło się wyciąganie. Jak UAZ podjął próbę to sam się zakopał. Dopiero ciężki Patrol wyrywa mnie z błota. Ruszamy w kierunku Mrągowa. Jedziemy wzdłuż głównej drogi. W pewnym momencie pojawia się niewielki pagórek, a po naszej drodze spływa woda. Niby nic - ale samochód ślizga się jak głupi, cały czas ciągnie go bokiem. Jakoś wjeżdżamy - potem ostry zjazd i dojeżdżamy do całkiem interesującego błotka. Pierwsza próbuje przebić się Feroza - utyka na wjeździe. Ze względu na śliski stok nikt nie próbuje go wyszarpać. Wyciągamy więc go ręcznie. Potem próbujemy wszyscy dzielnie się przebijać (chociaż co poniektórzy uciekają bokiem). I zostaje już tylko ostatnia przeszkoda - wjazd na Górę Czterech Wiatrów nad Mrągowem. Ostro w górę ale całkiem przyjemnie. Stąd wracamy na kwaterę, gdzie się żegnamy i ruszamy każdy w swoją stronę. Pierwsza impreza zaliczona - wygraliśmy nawet srebrną łopatę.

Autor: Cyprian Pawlaczyk

Uczestnicy:
- Beata Nowak - pilot
- autor - kierowca
- Land Rover Discovery - samochód


Więcej zdjęć z wyprawy:

GALERIA ZDJĘĆ - Pierwsze kroki w terenie - VI edycja

Inne galerie zdjęć - http://www.bezkres.com/.


STRONA GŁÓWNA OFF ROAD