ARTYKUŁY - STRONA GŁÓWNA


Kosowo - jeden dzień w Kosowie.

Tytułem wstępu - Kosowo, to niewielkie państwo, a właściwie terytorium sporne, znajdujące się na południu bałkańskiej części Europy, sąsiadujące z Macedonią, Albanią, Czarnogórą i Serbią.
Kosowskie tereny zamieszkałe są głównie przed dwie grupy etniczne - Albańczyków i Serbów, między którymi to właśnie toczy się spór o przynależność Kosowa.

Ale nie o polityce ...

Podróżując po Bałkanach ogarnęła nas fascynacja tym regionem. W przeważającej części górzysty krajobraz, przyjaźni (wbrew wszelkim pozorom) mieszkańcy, fantastyczna kuchnia, oryginalna architektura, wszechobecne monastyry i prawie pewna pogoda - cóż więcej może oczekiwać podróżnik? Ciekawych miejsc, zakamarków i całkiem sporo typowego odludzia - to znowu raj dla "plecakowców" czy zmotoryzowanych podróżników (dysponujących pojazdami 4x4).
Wcześniej odwiedziliśmy już Serbię, Czarnogórę i Albanię, a także Macedonię.

Dlaczego wobec tego Kosowo?
Poniekąd - na przekór wszystkim. Także, bo to coś nowego.
Mając na względzie szum medialny, jaki otacza to miejsce, migawki i opisy prezentujące walki, siły zbrojne, wojska UN - chcieliśmy się przekonać naocznie, jak tam sprawa wygląda, ale raczej z punktu widzenia zwykłego człowieka. Nie polityka, nie uczestnik konfliktu.
Mając na względzie również pewną obawę o własne bezpieczeństwo - zaryzykowaliśmy jedynie krótką wycieczkę tranzytową, między Macedonią a Albanią, z właściwie jednym tylko miejscem postoju - w miasteczku Prizren.

Wjeżdżając od strony Skopje, mijamy nowoczesny terminal graniczny (świat od tego odchodzi, w Unii Europejskiej likwiduje się takie miejsca, a tutaj ...) i po krótkiej odprawie granicznej wjeżdżamy na teren Kosowa.
I co widzimy? Dokładnie to samo co przed granicą - piękny górski krajobraz dookoła, małe wioski i miasteczka które mijamy, drogi w całkiem niezłym stanie.
Nie widzimy wojska, oddziałów militarnych czy nawet policji.
W czym więc problem?
Chyba tylko w mentalności ludzkiej.

Jadąc wzdłuż południowej granicy mijamy kolejne wioski i miasteczka. Pierwsze co się rzuca w oczy to dwujęzyczne tablice z nazwami miejscowości - w zależności, która grupa etniczna w danym rejonie jest w większości, to nazwy drugiej grupy są pokreślone - to pierwszy znak niesnasek między Serbami i Albańczykami, którzy zamieszkują Kosowo.
Drugim bardzo jaskrawym sygnałem problematyki tego rejonu są obiekty sakralne - przede wszystkim monastyry i cerkwie serbskie. Wygląda to tak, że każda serbska świątynia otoczona jest zasiekami oraz pilnuje jej albo milicja albo wojsko. A i to nie załatwia problemu, bowiem - zgodnie z relacjami mieszkańców jednego z takich monastyrów - w dalszym ciągu zdarzają się snajperskie ataki na duchownych, w związku z czym nie ma chętnych na przebywanie w tych świątyniach, ludzie po prostu uciekają.
Trzeci sygnał to niezliczone ilości pojazdów wojskowych, które można było zaobserwować, przede wszystkim podczas naszej krótkiej wizyty w Prizren.
A samo Prizren - to miasto niewiele odbiega od innych miast bałkańskich. Ot troszkę zaniedbane, troszkę zagospodarowane, pełno samochodów, duży tłok, zwłaszcza w centrum. Ale mimo to, że pojawiają się już turyści, że na centralnym placu znajduje się kilka knajpek, że po ulicach spacerują ludzie, że na parkingach są samochody - to odczuwa się jakąś dziwną atmosferę.
Nie czuliśmy się zbyt pewnie, więc po krótkiej, jednodniowej wizycie ruszyliśmy w kierunku Albanii, gdzie poczuliśmy się zdecydowanie pewniej.

Pozostaje mieć tylko nadzieję, że konflikt uda się jednak jakoś załagodzić i że ta część Bałkanów w niedalekiej przyszłości będzie lepiej dostępna, a przede wszystkim bezpieczniejsza. Kosowo bowiem, podobnie jak kraje sąsiednie, ma wiele do zaoferowania turystom.


PRIZREN. PRIZREN.

WIĘCEJ ZDJĘĆ? - GALERIA ZDJĘĆ - PRIZREN.

Umieszczono - 06.12.2012 r.
autor: Cyprian Pawlaczyk

artykuł jest również dostępny na:


ARTYKUŁY - STRONA GŁÓWNA